niedziela, 16 listopada 2008

Zepsuj sobie linuksa

…the Linux philosophy is 'laugh in the face of danger'. Oops. Wrong one. 'Do it yourself'. That's it.
...Filozofia Luniksa to "śmiej się z niebezpieczeństwa". Opps. Nie to. "Zrób to sam". To jest to

Linus Torvalds

To był długi i pochmurny weekend. Jak to Ryba go podsumował: "pachnie mi to nuda : (("
Na domiar złego musiałem pisać durny referat, o czymś tak niebywale nieinteresującym jak kit pszczeli. Dzięki niech będą bibliotekarką, że są o tym całe książki.
Zasadniczym problemem z linusikiem jest to, że póki sam nie zaczniesz grzebać, to się nie popsuje. Te wszystkie "nagle przestało działać" mnie nie przekonują. Nie licząc jednej drobnej wpadki od naprawdę dłuższego czasu nie miałem okazji pogrzebać w systemie. A nic tak nie zabija czasu jak konieczność googlowania i szukania najdrobniejszych wskazówek prowadzących do rozwiązania problemu.
Problemem nie jest zrobić zamieszanie celowo. Bo wtedy człowiek najpewniej będzie wiedział jak to odkręcić. Można sobie wklepać
chmod -x chmod*

Ale zabawa w "gdzie jest to XXX live CD" mnie nie bawi.
Dlatego też pomyślałem - czemu nie pobawić się w aktualizację paru rzeczy. Może nowsze wersje będą bardziej problemogenne?
Przejść na OpenOffice3 zamierzałem już dawno (tzn od momentu spolszczenia go). Bety mnie nie kręciły, ale skoro jest gotowy, to czemu nie? Może przy okazji wywalania starego coś się posypie?
No i się sypnęło. Jest taki pakiet, co openoffice.org-thesaurus-pl się zwie. W moich rękach, przy współudziale openoffice.org-hyphention-pl potrafi napsuć krwi. Nie wiem co z nimi nie tak, zawsze mam z nimi problemy. A to system wskazuje, że jeden wymaga drugiego (mimo obecności tegoż), a to wskazuje, że jest uszkodzony, a to jakieś dzikie zależności....
Tak, dobry sposób aby coś popsuć i mieć zajęcie na jakiś czas. Znalazłem za wczasu też swoje notatki z ostatniej przygody z tamtymi pakietami. W kilku luźnych punktach spisałem sobie tam co trzeba zrobić aby przywołać je do początku. A punkt pierwszy brzmi:
1. Dwim, palce z dala od pakietów openoffice.org-thesaurus-pl, openoffice.org-hyphention-pl

Dobry sposób na rozpoczęcie dnia. W takzwanym międzyczasie ściągały się pakiety z OO3. Ale przy transferze rzędu 1.4megabajta/sekundę nawet nie można napisać czegoś w rodzaju "A potem czekały godzinę aż program się ściągnie".
Wspomniane wyżej pakiety dały mi rozrywkę na 20 minut, w czasie których udało mi się zapobiec uninstalacji całego środowiska graficznego, lub jego reinstalacji.

Cóż, 20 minut to nie jest to na co liczyłem. Dlatego pominąłem tak zwany "poszedłem o krok dalej" i od razu przeszedłem do kompilacji kernela. Dla dodania smaczku wywaliłem kilka drzewek sterowników - głównie archaicznych systemów plików (bo długo się kompilują), trochę driverów sprzętu (ale też nie za dużo. Drzewko nie jest tak skonstruowane jakbym tego chciał. Szkoda, że nie ma opcji aby np wyłączyć wszystkie sterowniki do urządzeń marki, powiedzmy, Epson).
Naturalnie mogłem wyłączyć jakieś moduły istotne dla systemu, ale po co? Nie po to próbowałem coś zepsuć, żeby jedynym sposobem była ponowna rekompilacja kernela. Miałem raczej nadzieję, że przestaną działać różne elementy kompa. Dźwięk, grafika, porty USB....

To, że po kompilacji i uruchomieniu kernela 2.6.27.5** przywitał mnie czarny ekran i niestartujące Xy to nic dziwnego. Byłem na to przygotowany i zawczasu zassałem sterowniki od Nvidii. Szczerze mówiąc więcej czasu zajęło mi jednoczesne wyłączenie X i gdm aby je zainstalować, niż sama instalacja***. Po całej operacji zostało tylko włączyć Xy i....

Szczerze mówiąc, zmartwiłem się. Wszystko działało jak należy. Porty, urządzenia, dźwięk...ZARAZ ZARAZ! Nie ma dźwięku!
Pominę tu nudne szczególy kolejnej godziny reinstalacji alsy, pulseaudio, bawienia się mikserem, resetów kompa....skończyłem na skompilowaniu alsy 1.1.18a z źródeł.
No, mniej więcej o to mi chodziło. W końcu rozwiązanie które może więcej napsuć niż pomóc. Nie obyło się bez zgrzytów...ale o dziwo zadziałało. Szczerze mówić nie spodziewałem że alsa tak gładko się skompiluje. Fakt faktem kompilacja alsa-lib nie poszła tak gładko (brakowało jakiegoś pakietu, a configure tego nie wykazał), ale strzał na chybił/trafił z jego instalacją dał rezultat.

Podsumowując:
Po 2h godzinach mam system z (prawie) najnowszym kernelem, najnowszym serwerem dźwięku i sterownikami do karty graficznej. Głośniki ustawione na max przestały dziwnie buczeć w momencie bezczynności. Bootowanie systemu skróciło się o ~5 sekund, wynik glxgears wzrósł o jakieś 15%. Żyć nie umierać.
Heh, trzeba będzie się pobawić w preload/prelink i równoległe startowanie usług systemowych. Może to da trochę więcej problemów...znaczy pożytku.

*Nie próbujcie tego w domu
**
a dopiero potem zobaczyłem, że jest już wersja 6...cóż nie chciało mi się jeszcze raz wszystkiego ustawiać
***tak, tak, dalej, akceptuję, tak, tak, dalej, zakończ.

czwartek, 6 listopada 2008

Bardzo długi wpis

Ostatnimi czasy nie mam jakoś czasu nic naskrobać, za co serdecznie przepraszam tysiące moich czytelników. W ramach nadrobienia to będzie długi wpis o tym, co miałem napisać w ostatnim czasie. Wyszło trochę nieskładnie, często zmieniam temat. Ale co tam ;)

Nie ma kryzysu - jest wino!
Zdjęcie zrobione w centrum handlowym na Służewiu.

Kryzys na światowych rynkach trwał i miał się dobrze. Maklerzy giełdowi potracili fortuny, upadło kilka banków i firm zajmujących się mniej lub bardziej szemranymi sposobami obrotu nie swoją gotówką. Jednak w związku z kryzysem pojawiło się kilka ciekawych rzeczy:

  • Spadek cen paliw - benzyna na niektórych stacjach staniała o jakieś 80-90gr na litrze. To przepaść. Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. A skoro koszty transportu kołowego tak spadły, czemu żywność tak drożeje?
  • Straciliśmy emerytury! - tak, tak wiem. To co nasi rodzice odłożyli w drugim filarze przez ostatnie pół roku wyparowało. Nie ma to jak piękne sianie paniki. Cóż, to co ludzi włożyli to zostało. To odsetki od inwestycji maklerów popłynęły w siną dal. No cóż, tabloidy tabloidami i muszą na siebie zarobić, a ja i tak zawsze twierdziłem że powierzanie swoich pieniędzy komuś kto teoretycznie lepiej nimi będzie zarządzał jest kiepskim pomysłem.
  • Podwyżki cen gazu - słuchając radia Złote Przeboje (a może VOX?) usłyszałem ciekawy wywiad. Naczelny Gazownik Kraju, albo ktoś taki odpowiadał czemu na jesień zdrożeje gaz. Prosta sprawa - Putin podwyższył nam rachunek, to podatnicy za to zapłacą. Nie ma sprawy. Ale czemu gdy ceny hurtowe gazu w okresie letnim malały to ceny rynkowe się nie zmieniały?
Kryzys nie odbił takim echem na gruncie internetowym. Google dalej pnie się w górę, Microsoft dalej zalewa rynek mocno przereklamowanym i wadliwym softem, Apple dalej istnieje po to, żeby zarabiać pieniądze. Jednakże komuś to ostatnie stwierdzenie chyba nie za bardzo przypadło do gustu i usilnie stara się zaszkodzić firmie z pod znaku jabłuszka. I nawet nieźle się udaje. Kilka spreparowanych wiadomości o pogarszającym się stanie zdrowia prezesa mocno ruszyło ceną akcji. Trzeba przyznać, że osoba ta ma fantazję.

W wrześniu Richard Stallman w jednym z swoich wystąpień publicznie wytknął zagrożenia czyhające z strony Cloud Computing. Zastrzeżenia słuszne, szkoda tylko że odbiło się to małym echem. w infostradzie.
O ile nie trawię Stallmana jako osoby to trzeba mi było się z nim zgodzić. Chmury obliczeniowe naprawdę uderzają w naszą prywatność. O co chodzi?
Ktoś wpadł na pomysł, żeby wszystkie obliczenia były wykonywane przez potężne macierze serwerowe a nie komputery użytkowników. W ten sposób user dostaje tylko wynik obliczeń i musi go zinterpretować. Interpretacją zajmuje się np przeglądarka internetowa. Idea świetna...w założeniu marketingowców. Mając nieograniczony dostęp (prywatność korespondencji? wierzycie w to?) do danych użytkownika można np lepiej dopasowywać reklamy wyświetlające się u niego. Tak na przykład działa gMail, google reader i gazylion innych aplikacji webowych. A skoro to wszystko jest na serwerach googla to co stoi na przeszkodzie aby poddać te dane dalszemu przetworzeniu? Nie tylko dopasować reklamy do słów kluczowych naszych wiadomości, ale też wykorzystywać je do danych statystycznych? Tworzyć mapy typu: mieszkańcy Warszawskiego Targówka najczęściej piszą o XYZ?
Pół biedy kiedy jest to wykorzystywane jedynie do tworzenia reklam. Mówi się trudno.. Jeżeli chcę mieć skrzynkę pocztową, której nikt nie będzie czytał to muszę sobie zainstalować serwer w domu.
Co mnie zaniepokoiło to zapowiedź Microsoftu o ich projekcie systemu operacyjnego z pod znaku wybitego okna opierającego się o założenia chmur obliczeniowych. Nie wiem kto to kupi, ale ja nigdy, ale to nigdy nie powierzyłbym swoich prywatnych plików komu innemu. Można się zastanawiać jak bardzo prywatne są maile na gMailu, ale powiedzmy sobie szczerze: skoro ktoś wysłał tego maila to jest on dostępny na jego serwerze pocztowym, a więc jaka jest istota zastanawiania się "czy google czyta moje maile"? Jak nie oni to kto inny.
W przypadku systemu operacyjnego jest inna sprawa. MÓJ komputer to MÓJ komputer. I nikt nie będzie zaglądał do tego co przechowuję w czeluściach jego 500 gigabajtowego dysku twardego.

Mówiąc o 500 gigabajtach. Tak, mam ten gigantyczny dysk, chodź jak się dobrze zastanowić nie jest to aż tak dużo. Można podłączyć 4 takie dyski w raid i dostać dwuterabajtową macierz.
I na co taka powierzchnia skoro wcześniej miałem problem aby zapełnić 40Gb? Nawet teraz całkowita zajęta przestrzeń to raptem ~25Gb. No to wpadłem na pomysł. W swoich zbiorach posiadam jakieś półtorej setki płyt cd z różnych czasopism. Ostatnio szukając tej jednej konkretnej mało nie dostałem szału. Wtedy to przyszło mi do głowy, żeby skopiować całą zawartość mojej płytoteki na dysk twardy mojego komputera. Dorobię do tego jakąś małą bazę danych zawierającą dane o programach i będę szczęśliwy.

Tydzień temu całe MST, w tym i ja, dobyło ciekawą wycieczkę. Gdzie byliśmy? W ciągu jednego dnia obskoczyliśmy cukrownie w Glinojecku oraz słodownie i gorzelnię Kasztelan w Sierpcu. A jakże - była degustacja.
Tutaj trochę zdjęć wraz z komentarzami.
Główny elewator na gotowy cukier. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie to wielkie. 70 tysięcy metrów sześciennych pojemności robi wrażenie. To jest po prostu OGROMNY zbiornik.
Czy zdajecie sobie sprawę, że buraki cukrowe przerabia się raptem przez 50-60 dni w roku? To tak zwana kampania cukrowa. W tym czasie rolnicy dostarczają buraczki a cukrownie je przetwarzają. Na rzecz tej w Glinojecku (jednej z 19 w Polsce) w tym roku pracowało ~4000 rolników. Dziennie daje to około 600 dostaw transporterami po 25 ton buraków każdy. Wszystko po to aby osiągnąć dzienny przerób dwunastu tysięcy ton (!)...no i trochę na zapas oczywiście.
A tak wyładowywane są buraki. Całość jest dosłownie spłukiwana z transportera. To też wstępny proces mycia. Rozładowanie jednej takiej naczepy trwa dobre dziesięć minut. Jak mów stare przysłowie - spiesz się powoli. Buraki nie mogą trafić za szybko do przerobu gdyż maszyny by się nie wyrobiły. Oczywiście nie wszystko idzie na przemiał. Część buraczków idzie na plac, na zapas. Siedemnaście tysięcy ton leżących luzem robi wrażenie. Pokazałbym zdjęcie, ale straszna pikselezada wyszła. Cóż, zdjęcia robiłem aparacikiem z komórki.
A to już słodownia w Sierpcu.
To narzędzie tortur to nic innego jak próbnik ziarna. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to piwo robi się z jęczmienia browarnego, a nie z chmielu. Chmiel jest tylko do smaku.
A to jeden z środkowych etapów. Ziarno się moczy aby rozpoczęło kiełkowanie. Dalej trafia do komór Saladina gdzie dojrzewa. Zdjęcia mam, ale straszna pikseloza.
Jeżeli ktoś oglądał "jak to jest zrobione" na discavery, to pewnie naoglądał się rzędów sunących butelek. Miałem też okazję zobaczyć to w Sierpcu na żywo. 700 tysięcy butelek rozlewanych dziennie...i ludzie to wypijają...jak to stwierdził przewodnik: "Jest siła w narodzie".


A na koniec trochę humoru. Zdjęcia wykonane przez Rybę. Wybite okna w wersji Vista
Jeden z tych znany windosowych błędów z gatunku: Błąd! Nie ma błędu!

A tu jak można odpowiedzieć