piątek, 20 sierpnia 2010

Kiedy nadejdzie koniec świata

Optymizm i pesymizm różnią się jedynie w dacie końca świata.

Stanisław Jeży Lec

Patrząc z perspektywy roku 2010, koniec świata może być naprawdę w 2012. I to nie dlatego, że Polska organizuje Mistrzostwa Europy w Piłce Kopanej. Śniegi, mrozy, powodzie, pożary w Rosji, wypadki samolotowe, sytuacja na Krakowskim Przedmieściu, terroryzm, wikileaks publikując tajne materiały z wojen Ameryki...oj zebrałoby się tego.
Jednakże nie o to chodzi. Większość ludzi wierzących w 2012 zakłada zapewne datę 1 stycznia, tak parę minut po północy. Bądź co bądź koniec świata nie trwa sekundę, raczej parę minut.

Jednakże, jeżeli chodzi o mnie mam inne preferencje. Gdybym miał coś do powiedzenia w tej sprawie, chciałbym aby koniec świata nastąpił w czwartek, a zostalibyśmy o tym ostrzeżeni w poprzedni piątek. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Gdyby w piątek ogłoszono, że koniec świata nastąpi w następny czwartek, to miałbym cały weekend aby spokojnie to przemyśleć. I, co najważniejsze, 3 pełne dni robocze na dokończenie swoich spraw. Od, tak aby nie zostawić paru rzeczy niedokończonych zanim wyparuję. Nie mógłbym w spokoju zmienić się w obłok gazu, gdybym wiedział że zostało parę Niedokończonych Spraw. Świadomość, że te sprawy odparowałby razem ze mną być może trochę by pomogła, ale tylko w przypadku tych mniej ważnych.
3 dni robocze to trochę mało na załatwienie wszystkiego, ale wystarczająco na te naprawdę najważniejsze. Miło by by było, gdyby świat zechciał odparować w godzinach popołudniowych. 17 byłaby idealna. Zdążyłbym zjeść obiad i go dobrze przetrawić.

Zapowiedzenie końca świata z tygodniowym wyprzedzeniem ma swoje dobre strony. Ludzie zdążyliby wpaść w panikę i nie skończyć przed samym końcem. Gdyby dać im miesiąc, sprawa byłaby znacznie gorsza. Najpierw byłaby panika, potem jakoś by się uspokoiło, a na końcu znowu wybuchłaby panika. Taka globalna panika to nieprzyjemna sprawa. Ludzie panikujący są nierozsądni, i kto wie co by niektórym strzeliło do głowy. Mogłoby się okazać, że nie doczekam końca świata, bo jakiś geniusz wpadnie na pomysł rozładowania gigantycznych kolejek przed Bramą Piotrową po końcu świata poprzez wysyłanie kilku ludzi nieco wcześniej. Być może po to aby zajęli mu kolejkę.
Fakt, że w obliczu końca świata nie ma to większego znaczenia, ale nie chciałbym przegapić takiego wydarzenia. Prawdopodobnie obserwacja z daleka (Z Marsa? Z Proxima Centauri?) byłaby lepszym rozwiązaniem, ale raczej nie ma na co liczyć.

Jeżeli doczytałeś do tego miejsca drogi Czytelniku, to spieszę z wyjaśnieniami. Oczywiście, że to pewnego rodzaju niepoważny wpis na blogu. W żaden koniec świata w 2012 roku nie wierzę, pomimo tych wszystkich wielkich wydarzeń roku 2010. Od, tak mnie naszło.