…the Linux philosophy is 'laugh in the face of danger'. Oops. Wrong one. 'Do it yourself'. That's it.
...Filozofia Luniksa to "śmiej się z niebezpieczeństwa". Opps. Nie to. "Zrób to sam". To jest to
Linus Torvalds
To był długi i pochmurny weekend. Jak to Ryba go podsumował: "pachnie mi to nuda : (("
Na domiar złego musiałem pisać durny referat, o czymś tak niebywale nieinteresującym jak kit pszczeli. Dzięki niech będą bibliotekarką, że są o tym całe książki.
Zasadniczym problemem z linusikiem jest to, że póki sam nie zaczniesz grzebać, to się nie popsuje. Te wszystkie "nagle przestało działać" mnie nie przekonują. Nie licząc jednej drobnej wpadki od naprawdę dłuższego czasu nie miałem okazji pogrzebać w systemie. A nic tak nie zabija czasu jak konieczność googlowania i szukania najdrobniejszych wskazówek prowadzących do rozwiązania problemu.
Problemem nie jest zrobić zamieszanie celowo. Bo wtedy człowiek najpewniej będzie wiedział jak to odkręcić. Można sobie wklepać
Ale zabawa w "gdzie jest to XXX live CD" mnie nie bawi.
Dlatego też pomyślałem - czemu nie pobawić się w aktualizację paru rzeczy. Może nowsze wersje będą bardziej problemogenne?
Przejść na OpenOffice3 zamierzałem już dawno (tzn od momentu spolszczenia go). Bety mnie nie kręciły, ale skoro jest gotowy, to czemu nie? Może przy okazji wywalania starego coś się posypie?
No i się sypnęło. Jest taki pakiet, co openoffice.org-thesaurus-pl się zwie. W moich rękach, przy współudziale openoffice.org-hyphention-pl potrafi napsuć krwi. Nie wiem co z nimi nie tak, zawsze mam z nimi problemy. A to system wskazuje, że jeden wymaga drugiego (mimo obecności tegoż), a to wskazuje, że jest uszkodzony, a to jakieś dzikie zależności....
Tak, dobry sposób aby coś popsuć i mieć zajęcie na jakiś czas. Znalazłem za wczasu też swoje notatki z ostatniej przygody z tamtymi pakietami. W kilku luźnych punktach spisałem sobie tam co trzeba zrobić aby przywołać je do początku. A punkt pierwszy brzmi:
Dobry sposób na rozpoczęcie dnia. W takzwanym międzyczasie ściągały się pakiety z OO3. Ale przy transferze rzędu 1.4megabajta/sekundę nawet nie można napisać czegoś w rodzaju "A potem czekały godzinę aż program się ściągnie".
Wspomniane wyżej pakiety dały mi rozrywkę na 20 minut, w czasie których udało mi się zapobiec uninstalacji całego środowiska graficznego, lub jego reinstalacji.
Cóż, 20 minut to nie jest to na co liczyłem. Dlatego pominąłem tak zwany "poszedłem o krok dalej" i od razu przeszedłem do kompilacji kernela. Dla dodania smaczku wywaliłem kilka drzewek sterowników - głównie archaicznych systemów plików (bo długo się kompilują), trochę driverów sprzętu (ale też nie za dużo. Drzewko nie jest tak skonstruowane jakbym tego chciał. Szkoda, że nie ma opcji aby np wyłączyć wszystkie sterowniki do urządzeń marki, powiedzmy, Epson).
Naturalnie mogłem wyłączyć jakieś moduły istotne dla systemu, ale po co? Nie po to próbowałem coś zepsuć, żeby jedynym sposobem była ponowna rekompilacja kernela. Miałem raczej nadzieję, że przestaną działać różne elementy kompa. Dźwięk, grafika, porty USB....
To, że po kompilacji i uruchomieniu kernela 2.6.27.5** przywitał mnie czarny ekran i niestartujące Xy to nic dziwnego. Byłem na to przygotowany i zawczasu zassałem sterowniki od Nvidii. Szczerze mówiąc więcej czasu zajęło mi jednoczesne wyłączenie X i gdm aby je zainstalować, niż sama instalacja***. Po całej operacji zostało tylko włączyć Xy i....
Szczerze mówiąc, zmartwiłem się. Wszystko działało jak należy. Porty, urządzenia, dźwięk...ZARAZ ZARAZ! Nie ma dźwięku!
Pominę tu nudne szczególy kolejnej godziny reinstalacji alsy, pulseaudio, bawienia się mikserem, resetów kompa....skończyłem na skompilowaniu alsy 1.1.18a z źródeł.
No, mniej więcej o to mi chodziło. W końcu rozwiązanie które może więcej napsuć niż pomóc. Nie obyło się bez zgrzytów...ale o dziwo zadziałało. Szczerze mówić nie spodziewałem że alsa tak gładko się skompiluje. Fakt faktem kompilacja alsa-lib nie poszła tak gładko (brakowało jakiegoś pakietu, a configure tego nie wykazał), ale strzał na chybił/trafił z jego instalacją dał rezultat.
Podsumowując:
Po 2h godzinach mam system z (prawie) najnowszym kernelem, najnowszym serwerem dźwięku i sterownikami do karty graficznej. Głośniki ustawione na max przestały dziwnie buczeć w momencie bezczynności. Bootowanie systemu skróciło się o ~5 sekund, wynik glxgears wzrósł o jakieś 15%. Żyć nie umierać.
Heh, trzeba będzie się pobawić w preload/prelink i równoległe startowanie usług systemowych. Może to da trochę więcej problemów...znaczy pożytku.
*Nie próbujcie tego w domu
**a dopiero potem zobaczyłem, że jest już wersja 6...cóż nie chciało mi się jeszcze raz wszystkiego ustawiać
***tak, tak, dalej, akceptuję, tak, tak, dalej, zakończ.
To był długi i pochmurny weekend. Jak to Ryba go podsumował: "pachnie mi to nuda : (("
Na domiar złego musiałem pisać durny referat, o czymś tak niebywale nieinteresującym jak kit pszczeli. Dzięki niech będą bibliotekarką, że są o tym całe książki.
Zasadniczym problemem z linusikiem jest to, że póki sam nie zaczniesz grzebać, to się nie popsuje. Te wszystkie "nagle przestało działać" mnie nie przekonują. Nie licząc jednej drobnej wpadki od naprawdę dłuższego czasu nie miałem okazji pogrzebać w systemie. A nic tak nie zabija czasu jak konieczność googlowania i szukania najdrobniejszych wskazówek prowadzących do rozwiązania problemu.
Problemem nie jest zrobić zamieszanie celowo. Bo wtedy człowiek najpewniej będzie wiedział jak to odkręcić. Można sobie wklepać
chmod -x chmod*
Ale zabawa w "gdzie jest to XXX live CD" mnie nie bawi.
Dlatego też pomyślałem - czemu nie pobawić się w aktualizację paru rzeczy. Może nowsze wersje będą bardziej problemogenne?
Przejść na OpenOffice3 zamierzałem już dawno (tzn od momentu spolszczenia go). Bety mnie nie kręciły, ale skoro jest gotowy, to czemu nie? Może przy okazji wywalania starego coś się posypie?
No i się sypnęło. Jest taki pakiet, co openoffice.org-thesaurus-pl się zwie. W moich rękach, przy współudziale openoffice.org-hyphention-pl potrafi napsuć krwi. Nie wiem co z nimi nie tak, zawsze mam z nimi problemy. A to system wskazuje, że jeden wymaga drugiego (mimo obecności tegoż), a to wskazuje, że jest uszkodzony, a to jakieś dzikie zależności....
Tak, dobry sposób aby coś popsuć i mieć zajęcie na jakiś czas. Znalazłem za wczasu też swoje notatki z ostatniej przygody z tamtymi pakietami. W kilku luźnych punktach spisałem sobie tam co trzeba zrobić aby przywołać je do początku. A punkt pierwszy brzmi:
1. Dwim, palce z dala od pakietów openoffice.org-thesaurus-pl, openoffice.org-hyphention-pl
Dobry sposób na rozpoczęcie dnia. W takzwanym międzyczasie ściągały się pakiety z OO3. Ale przy transferze rzędu 1.4megabajta/sekundę nawet nie można napisać czegoś w rodzaju "A potem czekały godzinę aż program się ściągnie".
Wspomniane wyżej pakiety dały mi rozrywkę na 20 minut, w czasie których udało mi się zapobiec uninstalacji całego środowiska graficznego, lub jego reinstalacji.
Cóż, 20 minut to nie jest to na co liczyłem. Dlatego pominąłem tak zwany "poszedłem o krok dalej" i od razu przeszedłem do kompilacji kernela. Dla dodania smaczku wywaliłem kilka drzewek sterowników - głównie archaicznych systemów plików (bo długo się kompilują), trochę driverów sprzętu (ale też nie za dużo. Drzewko nie jest tak skonstruowane jakbym tego chciał. Szkoda, że nie ma opcji aby np wyłączyć wszystkie sterowniki do urządzeń marki, powiedzmy, Epson).
Naturalnie mogłem wyłączyć jakieś moduły istotne dla systemu, ale po co? Nie po to próbowałem coś zepsuć, żeby jedynym sposobem była ponowna rekompilacja kernela. Miałem raczej nadzieję, że przestaną działać różne elementy kompa. Dźwięk, grafika, porty USB....
To, że po kompilacji i uruchomieniu kernela 2.6.27.5** przywitał mnie czarny ekran i niestartujące Xy to nic dziwnego. Byłem na to przygotowany i zawczasu zassałem sterowniki od Nvidii. Szczerze mówiąc więcej czasu zajęło mi jednoczesne wyłączenie X i gdm aby je zainstalować, niż sama instalacja***. Po całej operacji zostało tylko włączyć Xy i....
Szczerze mówiąc, zmartwiłem się. Wszystko działało jak należy. Porty, urządzenia, dźwięk...ZARAZ ZARAZ! Nie ma dźwięku!
Pominę tu nudne szczególy kolejnej godziny reinstalacji alsy, pulseaudio, bawienia się mikserem, resetów kompa....skończyłem na skompilowaniu alsy 1.1.18a z źródeł.
No, mniej więcej o to mi chodziło. W końcu rozwiązanie które może więcej napsuć niż pomóc. Nie obyło się bez zgrzytów...ale o dziwo zadziałało. Szczerze mówić nie spodziewałem że alsa tak gładko się skompiluje. Fakt faktem kompilacja alsa-lib nie poszła tak gładko (brakowało jakiegoś pakietu, a configure tego nie wykazał), ale strzał na chybił/trafił z jego instalacją dał rezultat.
Podsumowując:
Po 2h godzinach mam system z (prawie) najnowszym kernelem, najnowszym serwerem dźwięku i sterownikami do karty graficznej. Głośniki ustawione na max przestały dziwnie buczeć w momencie bezczynności. Bootowanie systemu skróciło się o ~5 sekund, wynik glxgears wzrósł o jakieś 15%. Żyć nie umierać.
Heh, trzeba będzie się pobawić w preload/prelink i równoległe startowanie usług systemowych. Może to da trochę więcej problemów...znaczy pożytku.
*Nie próbujcie tego w domu
**a dopiero potem zobaczyłem, że jest już wersja 6...cóż nie chciało mi się jeszcze raz wszystkiego ustawiać
***tak, tak, dalej, akceptuję, tak, tak, dalej, zakończ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz