czwartek, 16 października 2008

Historia pewnego kalkulatora

Naście lat temu, kiedy bylem małym brzdącem wydarzyło się coś co zapada w pamięć. Bądź co bądź to była moje pierwsza komunia. Takich rzeczy się nie zapomina. Chociażby z uwagi prezentów. Bądźmy poważni, taki przeciętny drugoklasista to raczej myśli o tym w kategoriach materialnych a nie religijnych.

W tamtych czasach były cztery pewniaki co do prezentu dla chłopaka. Gotówka, wisiorek, rower i pegazus (czyli konsolka NES). A im liczniejsza rodzina tym większa szans na powtórkę. Oczywiście część z rodziny się wyłamała z schematu. Był i fajny aparat fotograficzny, książka-pamiątka...no i tytułowy kalkulator. Nie pamiętam od którego to członka rodziny go dostałem ale z perspektywy czasu był to najbardziej praktyczny prezent.

Rower z czasem okazał się za mały, z pegazusów wyrosłem, gotówka...wiecie jak to jest z gotówką. Ale kalkulator naukowy to strzał w dziesiątkę. Fakt, wtedy w drugiej klasie podstawówki do niczego mi on był. Nie rozumiałem zasady działania żadnej z 84 jego funkcji, naturalnie poza 4 podstawowymi. Po kilku minutach zabawy tangesami kalkulator trafił do szuflady. Na dwa lata.
Przydał się w czwartej klasie podstawówki. Wtedy to weszły takie fajne przedmioty jak geografia, chemia czy biologia. Liczenie rozpiętości geograficznej kontynentów, atomów i zwierzaków na metrze kwadratowym szły znacznie szybciej na kalkulatorze. Ale i tak nie miałem pojęcia do czego są pozostałe funkcje. No, trochę nawiasy podłapałem.
I tak szło. Na kolejnych stopniach edukacji poznawałem funkcje trygonometryczne, wykładniki potęgi, pierwiastkowanie, logarytmy naturalne i dziesiętne...a razem z tym poznawałem zastosowanie kolejnych funkcji kalkulatora.
Citizen SR-135 służył mi wiernie przez okres gimnazjum, liceum i dwa lata studiów. Odsłużył swoje w laboratoriach chemicznych. To tamh poznałem chyba jego największą zaletę - poręczność. Co z tego, że są kalkulatory z możliwością wprowadzania równań, skoro potrzeba dwóch rąk żeby ich używać. A tak, mogłem trzymać w lewej ręce pipetę i dwie probówki. a prawą liczyć ile mililitrów roztworu wkropić do każdej z probówek.
I tak to trwało, póki wyświetlacz nie złamał się. Nie wiem, czy to jakaś książka przygniotła go, czy długopis. Fakt pozostaje faktem, że kalkulator zdatny do użytku jest nie*.
Niestety, dobre Citizeny dostać jest ciężko. W wszystkich sklepach mają pseudonaukowe kalkulatory Casio. Czemu pseudo naukowe? Wprowadzanie równań to moim zdaniem porażka. Przynajmniej na tak małych wyświetlaczach. Zanim wprowadzi się całe równanie to 3 razy policzę tradycyjnie - korzystając z pamięci i następstwa działań. Nie podoba mi się w tym, to jak się używa funkcji. Weźmy chociaż pierwiastek. Normalnie podaję liczbę i wciskam przycisk funkcji. A w Casio odwrotnie. Przy jednej liczbie to nie ma znaczenia, ale jak liczysz jakiś dłuższy ciąg funkcji to bywa irytujące. Wolę po policzeniu jednej części od razu przeskoczyć po funkcjach, niż przesuwać wskaźnik w lewo, dodawać funkcję pierwiastkującą i potwierdzać. Jak człowiek się do czegoś przyzwyczai to mu tak zostaje. Pewnie można jakoś włączyć tryb normalny...ale nie wiem jak i nie zamierzam wiedzieć.
W dodatku te Casio są jakoś dziwne. Strasznie długo mu się liczy, jakby siedział tam jakiś krasnoludek i liczył na liczydle. W Citizenach działa to znacznie szybciej i w dodatku cały wyświetlacz ciekłokrystaliczny nie przygasa przy liczeniu.


I wiecie co? Jeżeli zostanę kiedyś ojcem chrzestnym, to kupię chrześniakowi taki kalkulator.

*Ostatnio byłem na Wojnach Klonów i odżył w mnie duch Gwiezdnych Wojen.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

O taak, pamiętam swój zegarek, który dostałem na komunie. Jakiś wypasiony Casio za 3 bańki, taki dla starszych osób, nie z takim zwykłym plastikowym paskiem...

Wyszło na to, że dostałem go na komunie, kiedy to się ją obchodzi, w wieku 10 lat? czy 8? nie pamiętam :P. No ale dostałem go, a póki go mogłem założyć na rękę (z racji jej obwodu, żeby nie spadał) minęło jakieś 5-7 lat (w zależności kiedy była komunia). Ofc można było skrócić, ale bez przesady.

No i w ten oto sposób trzymam dalej na biurku, 10 letni zegarek na rękę, który dalej chodzi niezawodnie, bez wymiany baterii, taki mój mały antyk...