Jednym z podstawowych powodów dla których zrezygnowałem z gry w Tibie było podejście graczy do innych graczy. I nie mówię tu tylko o tak zwanych polaczkach, ale generalnie o znacznej większości "playerów".
Myślałem, że to sama gra przyciąga tego typu ludzi. Bądź co bądź nieskomplikowany system rozwoju postaci, prosta mechanika gry oraz brak jakichkolwiek zabezpieczeń przeciwko botowaniu w połączeniu z nieskutecznym systemem Mistrzów Gry* wręcz sprzyja napływowi osób które wolą zabawiać się w hack'n'slash niż głowić się nad buildem swojej postaci. Generalnie nie da się popsuć swojego avatara - zbyt niskie umiejętności zawsze można wytrenować, a z powodu małej ilości umiejętności nie ma problemu z przekwalifikowaniem. Świadom jestem, że w każdej multikulturowej społeczności prędzej czy później (zwykle prędzej) wybuchną spory. Nie mam nic przeciwko załatwianiu takich spraw w systemie pvp, ba wręcz przeciwnie, zawsze byłem zwolennikiem teorii jakoby walka online z innymi ludźmi pozwala w znacznym stopniu się odstresować. Należy położyć nacisk na słowo online. Oczywiście wypadki przenoszenia wirtualnych konfliktów do świata rzeczywistego zdarzają się, ale to margines. Generalnie rzecz biorąc odległość stanowi barierę nie do przebicia.
Co mnie przez ostatnie 3 lata niepokoiło, to stopniowe przenoszenie wirtualnych konfliktów do strefy emocjonalnej. Wyrazem tego są te wszystkie komentarze, przy których autocenzura zaczyna dostawać czkawki. Punktem zapalnym są tematy wojen gildyjnych, czyli mniej lub bardziej zorganizowanych, wirtualnych armii. Wiadomo - w kupie siła. Niestety, jak fora długie i szerokie taka tematyka powoduje jedynie dodatkową pracę dla moderatorów. Bywały tematy, gdzie na 250 kolejnych postów mogłem z czystym sumieniem wystawić około 200 banów.
W takich oto miejscach rodzą się negatywne uczucia. Obie strony, często bez konsultacji z liderami w sprawach Public Relations, obrzucają się mięsem. W dodatku bez żadnej konkretnej przyczyny, od tak dla wprawy. Żadnych argumentów, żadnych statystyk wojny. Tylko "****" i "*******".
Inną sprawę stanowi podejście graczy do graczy "elytarnych". Kontynuując poprzednią filozofię, każdy kto jest lepszy od mnie na pewno ma coś na sumieniu. Kupował kasę na allegro, botuje całymi nocami albo tą postacią gra xx+1 ludzi. To typowe, najbardziej popularne zarzuty, w dodatku nie poparte żadną argumentacją.
Przykłady przenoszenia wirtualnego świata do strefy uczyć można by mnożyć w nieskończoność, ale nie w tym sens.
Do wczoraj myślałem, że taki stan rzeczy ma się tylko do Tibii. W mej pamięci były wspomnienia GunZ: The Duel, gdzie akurat obiektem wyzwisk byli gracze nie stosujący tak zwanego "K-style". Prosty do opanowanie, diabelnie skuteczny....cóż, dlatego właśnie tak popularny. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu każdy kto go nie stosował zaraz był wyzywany. Albo od noobuf nieumiejących grać, albo od cheaterów, kiedy okazywało się iż ten "cheater" stoi najwyżej w punktacji i nie może go tknąć. No bo jak mogłoby być inaczej: Jeżeli używam uber1337pro k-styla a mnie zabija, to na pewno cheatuje.
Ale to był GunZ...dojść specyficzna i wąska społeczność...**no i taka gra.
Moje podejście zmieniło się wczoraj. Akurat sobie przeglądałem klipy na youtube, pod zapytaniem "The Burning Crusade". Nie, żebym grał w WoW'a***, po prostu ciekawił mnie gameplay. Po którymś z kolei filmie zaczęłom czytać komentarze. I jakoś tak swojsko się zrobiło. Wulgarne docinki, wyzywanie, bezpodstawne oskarżenia. Dalej poszły badania nad innymi popularnymi MMO.
Całych badań nie będę streszczał z jednego powodu: Wszystkie przemyślenia oraz wnioski można znaleźć w pierwszych akapitach tego wpisu. Co odróżnia TIbię od innych MMO na tym polu, to miejsce zgrupowań społeczności. W przypadku Tibii są to 3-4 naprawdę duże fora oraz dwie gazetki newsowe. Przez to wieści dosyć szybko się rozchodzą.
Społeczność innych dużych (200k stałych graczy) oraz bardzo dużych (miliony) jest bardziej rozbita. Mnogość serverów (realmów) sprawia, że sprawy aż tak szybko nie docierają do wszystkich. Jeżeli na jednym świecie gra kilkaset tysięcy graczy, to cóż ich obchodzą problemy kilkudziesięciu. W Tibii, gdzie serwer ma pojemność niecałego tysiąca, każda większa wojna dość szybko zaczyna wpływać na wszystkich.
Nie, żebym usprawiedliwiał tu Tibię czy coś. Nie ma co tu winić gry, czy gatunku MMO o szerzenie nienawiści i złych emocji. Generalnie po sprawdzeniu wieku tych "krzykaczy" nie zdziwiłem się widząc albo brak danych, albo liczby poniżej 15. Tacy młodzi ludzie, mając dostęp do internetu i gier dają wyraz swoich uczuć w (bądź co bądź nie do końca) słusznym przeświadczeniu o anonimowości ich wypowiedzi. Moim zdaniem, brakuje tu dobrej woli rodziców w wychowaniu swoich pociech. Nie twierdzę, że powinni stać nad nimi i komentować poczynania. Potrzebne jest wychowanie w dziedzinie zachowania w społeczeństwie. nieważne jakim. W gruncie rzeczy z praktycznego punktu widzenia społeczeństwo graczy nie różni się zbytnio od innych. Tak samo powinny obowiązywać reguły dobrego wychowania, szczególnie w zakresie doboru słownictwa i kultury osobistej. A i parę słów o asertywności by się przydało. Ale skoro rodzice wolą posadzić dziecko przed komputerem, zdać się na szkołę i Kościół w zakresie wychowania to trudno się spodziewać efektów.
Podsumowując, nie uważam gier MMO za przyczynę szerzenia się złych emocji wśród graczy i młodych ludzi. Przestałem też uważać, że tylko tibijczycy są w jakimś stopniu sfiksowani. Przyznam, że trochę mi ulżyło.
*Nie, żebym miał coś przeciwko GMowm. Sami z siebie nie źle się sprawują. Mam tu na myśli ich ilość, ograniczenia nadawane przez Cipsoft oraz przestarzały i niesamowicie zawodny system raportów.
**Ktoś kiedyś powiedział, że osobie która wymyśliła trój-kropek powinni dać Nobla. Zgadzam się.
***Raz, to kwestie finansowe. Dwa, to sześcioletni komputer który posiadam.
sobota, 22 marca 2008
Dzieci MMO
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Sęk w tym przyjacielu, iż 15 letni chłopcy dający upust swoim nerwom w grze dwu-wymiarowej nie mają w sobie winy, ot tak - to przez wiek w którym się znajdują i wszystko co robią związane jest silnie z ich stanem emocjonalnym - jedynka w szkole, dziewczyna rzuciła, okres buntu w którym nie dogaduje sie z rodzicami/znajomymi to wszystko przeradza się w rosnącą nienawiść do całego otoczenia który po 1, bądź 2 latach przechodzi. Niemniej jednak zgadzam się z puentą, ludzie polegający na szkole/kościele* jako organizacji(?) wychowawczej są w wielkim błędzie.
*kościół napisałem z małej litery ze względu na to iż jest to nazwa budynku, nie chodzi mi o społeczność chrześcijańską spędzającą w nim każdą niedziele~
Pozdrawiam,
@feav: tia, i wszystko pięknie wytłumaczone "trudnym wiekiem"... nadzwyczaj łatwe, nieprawdaż?
Prześlij komentarz