piątek, 18 kwietnia 2008

Nie miał człowiek kłopotu, to go do lekarza wysłali. Epilog

W końcu. Przeboje związane z załatwieniem badań okresowych zakończyły się. W ciągu trzydziestu sześciu dni odbyłem sześć wycieczek do różnych przychodni. Ale to już koniec. "Pozwolenie" na dalsze studiowanie spoczywa w moich rękach i tylko czeka, aż dostarczę je do dziekanatu. Pomijając godziny otwarcia "student friendly", nie przewiduję żadnych problemów.

Muszę przyznać, że ostatnie trzy wizyty (łącznie z dzisiejszą) były bezproblemowe. Krew, spirometria (a jednak :/) i standardowa seria pytań: czy palisz? czy pijesz? czy ktoś z rodziny do trzeciego pokolenia chorował na , czy coś ci dolega*...Ciekawi mnie co sobie lekaże tam notują w tych księgach. Czytać do góry nogami nie potrafię za bardzo, więc nie wiem A potem wyciągają teczki na człowieka, że w wieku młodzieńczym miał coś tam.
Teraz już wiem czemu nie przepadam za lekażami. Wiedzą więcej na mój temat niż ja sam. W ramach "absurdu roku" proponuję zrobić medialną nagonkę pod tytułem "co służba zdrowia o nas wie i czy nie narusza to prywatności". No bo w końcu mogą te dane wpaść w niepowołane ręce.


* sumienie?

Brak komentarzy: