czwartek, 17 kwietnia 2008

RSS

I nastał w końcu ten dzień. Liczba nieprzeczytanych nagłówków przekroczyła barierę 100. Można to też nazwać inaczej - na każdym subskrybowanym kanale miałem przynajmniej jeden nieprzeczytany news.

Kiedyś sceptycznie się odnosiłem do tej technologii, traktując ją raczej jako chwilowy kaprys. Pierwsze doświadczenie miałem przy okazji spersonalizowanej strony głównej google. Genialna opcja, o ile nie przesadzasz z bajerami. W pewnym momencie miałem już tyle subskrybowanych kanałów, że przestało być to wygodne. Naszedł dzień przesiadki.

Wychodząc z założenia, że i tym razem google mnie nie zawiedzie ruszyłem na poszukiwania odpowiedniej usługi. Oczywiście wiedziałem, że są do tego specjalne programy. Niestety, to nie dla mnie. Raz, że mój komputer do szybkich nie należy (6 letnia złom) i kolejny progs działający w tle mógłby znacząco wpływać na wydajność. Niby to tylko parę procent mocy...da się przełknąć. Gorzej z pamięcią RAM i IN/OUT twardziela.
Druga sprawa: zdawało mi się (i dalej zdaje), że to niezbyt wygodne jest odpalanie kolejnej aplikacji, jeżeli mogę to zrobić z poziomu innej. W tym wypadku firefoxa.
Trzecie założenie: chcę mieć szybki dostęp do kanałów w każdym miejscu na świecie, bez potrzeby instalowania czegokolwiek.

Prosta droga - jakiś z czytników online. Przez pewien czas zastanawiałem się, czy coś takiego istnieje. No, ale skoro można subskrybować na igoogle.com to i pewnie można to robić wygodniej gdzie indziej. Oczywiście pierwsza myśl: może google cos takiego ma? Krótka piłka: ma i jest...nie wiem czy świetne bo nie mam porównania. Ale przynajmniej spełnia wszystkie 3 założenia. Pewne boje stoczyłem z konfiguracją katalogów. Jak i w przypadku gMali, filozofia jest trochę inna. Jak się przyzwyczaić to zaczyna się doceniać mechanizm.

Po trzech miesiącach całkowicie zmieniłem swoje podejście do RSS. Zamiast kolejno otwierać naście stron i sprawdzać czy coś nowego, wygodniej nagłówki przejrzeć i wybrać co ciekawsze. Jedna rzecz mnie nieco irytuje. Mianowicie "sugerowane kanały" czy jakoś tak. Z założenia na podstawie aktualnie wybranych kanałów dobiera nowe z bazy danych które "mogą mnie zainteresować". Pomijając fakt, że nie lubię jak ktoś mi sugeruje "co mi się może podobać" to działa to dojść...dziwnie. Algorytm sugeruje się wyborami ludzi którzy subskrybują te same kanały co ja. Jeżeli dwie osoby subskrybują kanał "a", ja dodatkowo "b" a drugi osobnik "c", to istneje spore prawdopodobieństwo, że ja otrzymam kanał "c" a tamten kanał "b". Niekoniecznie musi się to pokrywać z naszymi osobistymi preferencjami. Co dziwniejsze im więcej kanałów danego typu odrzucę z sugerowanych, tym więcej podobnych otrzymam następnym razem. Trzeba przyznać, że to podstępna bestia.

A teraz pozwolicie, wracam do czytania zaległych nagłówków.

Brak komentarzy: